środa, 26 marca 2014

5.



 Zanim przeczytacie to już odpowiadam na pytanie, które zapewne będzie was nurtować po tym rozdziale...Czy to zawsze będzie takie nudne?
Kochani, nie wiem...jak na razie akcja strasznie się ciągnie i po prostu można przy tym zasnąć ale ja nie lubię fanfiction gdzie bohaterowie poznają się w pierwszym rozdziale, a zaraz w drugim są już małżeństwem...jeśli wiecie o co mi chodzi....
Także życzę cierpliwości....

Jeszcze jedno...
Wiem, że zwiastun jest już na blogu ale przyjmijmy, że to co zaraz Wam przedstawię to taki zwiastun 2 
Tak więc ten oto filmik zrobiła Emma Tomlinson, za co ogromnie, ogromnie dziękuję. 
 Stary zwiastun dalej będzie w zakładce jakbyście nie umieli się odnaleźć w fabule czy coś...


 A teraz wybaczcie, ale miałam tak zjebany męczący dzień, że najchętniej to bym rozwaliła ten laptop o ścianę...



-Rusz w końcu tyłek z tej kanapy!- usłyszałam krzyk Skye dochodzący z kuchni. Po chwili blondynka pojawiła się w drzwiach do dużego pokoju, w którym aktualnie oglądałam jakiś beznadziejny serial w telewizji. 

-Wychodzimy gdzieś?- spytałam lekko zbita z tropu z powodu jej ubioru. Skye miała na sobie piękną, obcisłą koronkową spódniczkę, która idealnie opinała jej szczupłe uda, koralową bluzkę na ramiączkach i czarne szpilki. 

-Umm…taa. Ashton zaprosił nas do klubu.- powiedziała patrząc się w lusterko wiszące na ścianie i lekko przygładziła odstające kosmyki włosów. Wywróciłam oczami.- Zbieraj się.- ponagliła mnie szybkim ruchem ręki. Nic nie mówiąc niechętnie wstałam i szurając nogami poszłam do swojej sypialni. Wybrałam z szafy czarne rurki, wpół prześwitującą, białą bluzkę, koronkowy biustonosz i beżowe szpilki. Nigdy nie byłam fanką sukienek. Wyglądałam w nich naprawdę źle i czułam się dość niekomfortowo.- Ubierz coś seksownego.- usłyszałam prowokacyjne mruknięcie Skye tuż za mną. Jęknęłam z obrzydzeniem i kontynuowałam nakładanie makijażu. Cienkie kreski i odrobina matowej pomadki była wystarczająca. Włosy pozostawiłam rozpuszczone lekko przeczesując je dłońmi. 

-Wychodzimy?- zapytałam biorąc do ręki torebkę. W odpowiedzi dostałam zadowolony uśmiech blondynki. 

***

  Wysiadając z taksówki można było zwariować. Cały asfalt niemal drgał od tak głośnej muzyki. Szłyśmy w kierunku klubu, a stukot naszych szpilek skutecznie zagłuszały basy z głośników w budynku. Noc była ciemna, a niebo oświetlały pojedyncze gwiazdy. Chłodne podmuchy wiatru rozwiewały moje włosy. 

  Już z oddali można było zobaczyć ogromny, świecący na czerwono napis „Ronnie Scott’s”. Klub miał dwa piętra i jak zawsze wyglądał luksusowo. Przyciemniane okna bardzo dobrze sprawdzały się w roli ukrywaczy. Zamaskowywały wszystko co działo się w budynku. Na parkingu było dużo dzieciaków, które chciały się dostać do środka. Razem ze Skye podążyłyśmy do wejścia gdzie stało paru ochroniarzy. 

-Pearl! Dawno cię tu nie widziałem.- odezwał się jeden z nich gdy ominęłyśmy kolejkę. Odpowiedziałam uśmiechem na co on odpiął sznur odgradzający tłum ludzi od klubu. Większość z nich patrzyła na nas z pogardą albo wielkim grymasem na twarzy ale szczerze mówiąc mało mnie to obchodziło. 

Wchodząc do lokalu otuliła mnie gala ciepłego, ciężkiego powietrza. Oświetlenie klubu było dość rażące dlatego w pierwszej chwili przymrużyłam oczy.  Rozejrzałam się po pomieszczeniu i w loży na samym końcu sali dostrzegłam rozbawionego Ashton’a i Felix’a. Razem ze Skye powoli przeciskałyśmy się przez tłum spoconych i pijanych ludzi aż w końcu dotarłyśmy do celu. 

-No w końcu.- odetchnął z ulgą Felix. Widać było, że nie mógł doczekać się naszego przyjścia. 

-Aż tak się za nami stęskniłeś?- blondynka podeszła do chłopaka i czule objęła go ramionami, głaszcząc po głowie na co on zmierzył ja groźnym spojrzeniem. W głębi duszy wiedziałam jednak, że Felix zmagał się z napadem śmiechu. 

-Zamówię wam drinki.- mruknął Ashton z grobową miną. W pierwszej chwili nie wiedziałam o co mu chodzi ale zaraz potem domyśliłam się, że chodzi o towarzystwo Skye. Poprzednim razem musiała go nieźle wkurzyć. Skinęłam głową w odpowiedzi po czym usiadłam na wygodnej, czarnej kanapie. Moja współlokatorka usiadła zaraz obok. 

-A więc…- Felix zaczął z lekko podniesionymi brwiami.- Co udało Ci się takiego zrobić, Pearl, że Ashton pęka teraz z dumy?- dokończył zwracając się do mnie. 

-Właściwie to nie jestem do końca pewna. Nie wdrążał mnie w szczegóły. Kazał tylko przynieść małą paczkę z apartamentu. Nic takiego.- wzruszyłam ramionami starając się wyglądać obojętnie. Zaczęłam rozglądać się po sali ilustrując wszystkich wzrokiem. Po chwili przed moim nosem pojawił się kieliszek z różowym napojem. Nie myśląc długo wzięłam szkło do ręki i zaczęłam pić czując przyjemne pieczenie w gardle. Czas na relaks. 

  Po paru…no może parunastu kieliszkach alkoholu między nami zapanowała przyjemna atmosfera. Nikt na szczęście nie próbował nawiązywać do lekko widocznego jeszcze pod warstwą makijażu, siniaka Skye. 

-To co, dziewczynki? Idziemy potańczyć?- zawołał wesołym głosem Felix poruszając zabawnie brwiami. Skye parsknęła śmiechem po czym złapała za rękę chłopaka ciągnąc go tym samym na środek parkietu. Przez chwilę obserwowałam szalone ruchy dziewczyny uśmiechając się przy tym sama do siebie. 

-Jutro prześlę wam pieniądze.- mruknął Ashton patrząc przed siebie.- Może w końcu przeniesiecie się z tej ciasnej budy do centrum?- zapytał choć dobrze znał odpowiedź.

-Skye się na pewno nie zgodzi.- westchnęłam.- Lubi to miejsce. 

-Mimo to nadal nie jestem przekonany co do tej rudery.- lekko zmrużył oczy po czym przeniósł swoje spojrzenie na mnie. Wyciągnął z kieszeni swojej skórzanej kurtki paczkę papierosów i chwilę jej się przyglądając wyciągnął jednego. Z uniesionymi brwiami przysunął pudełeczko w moim kierunku. Wzięłam jednego papierosa i zaciągnęłam się dymem, który za każdym razem sprawiał, że czułam się o wiele bardziej zrelaksowana. 

-Na następną akcję zabieram tylko ciebie.- powiedział dumnie, wydmuchując powietrze z płuc. Domagając się wyjaśnień spojrzałam zdziwiona na chłopaka .- Nie potrzebuję żadnych problemów i komplikacji.- dodał  mierzwiąc dłonią swoje brązowe włosy. Jeśli powiedziałam bym, że ta sytuacja wcale mnie nie rozbawiła to z pewnością bym skłamała. Próbowałam powstrzymać się przed wywróceniem oczami oraz kpiącym prychnięciem. Gdy wiedziałam co się między nimi działo nagle wszystko stało się dla mnie oczywiste. Nie wiem jak wcześniej mogłam tego nie zauważyć. 

-A więc uważasz, że Skye i Felix to niepotrzebne problemy.- zapytałam akcentując imię dziewczyny. Ash przez chwilę wyglądał jakby się zastanawiał. 

-Daj spokój Pearl. Oboje dobrze wiemy, że oni to tak naprawdę strachliwe pizdy.- otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia. Jemu chyba naprawdę ten alkohol uderzył do łba. Nie pamiętam kiedy ostatni raz nazwałby kogoś z naszej grupy takim określeniem. 

-Chyba za dużo tego.- powiedziałam pod nosem po czym szybkim ruchem zabrałam kieliszek wpół zapełniony alkoholem, który stał zaraz przy ręce Ashton’a. W prawdzie ja sama nie należałam do najtrzeźwiejszych osób ale z pewnością zachowywałam jeszcze resztki racjonalnego myślenia. 

   Parę następnych drinków później byłam całkowicie szczęśliwa i zadowolona z życia. Do mojego umysłu docierały tylko strzępki informacji, a przed oczami co jakiś czas pojawiała się mgła. Kilka razy wychodziłam na parkiet pod przymusem Skye, ale kiedy tylko dziewczyna odwracała wzrok, najszybciej jak tylko się dało uciekałam z powrotem na wygodne kanapy. Koniec końców po jakimś czasie wszyscy byli zbyt zmęczeni żeby dalej ruszać się na parkiecie. Co chwilę rozglądałam się po pomieszczeniu ilustrując wszystkich wokoło. Nie wiem czemu ale miałam okropne wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Taki instynkt chyba. Kiedy za którymś razem nie zobaczyłam nic niepokojącego dałam mojemu i tak już zmęczonemu mózgowi spokój. 

-Ej, nie pij za dużo bo za dwa dni mamy domóweczkę.- powiedział rozbawiony Felix wyciągając kieliszek z czerwoną cieczą z dłoni Skye. Dziewczyna posłała mu nieprzytomny uśmiech po czym oparła swoją głowę na jego ramieniu. 

-Coś ty znowu wymyślił?- spytałam zrezygnowana kręcąc głową. 

-Cóż…-Felix starał się zachować powagę ale zaraz po chwili wybuchnął śmiechem.- Mój stary kumpel z liceum przyjechał do Londynu.- oświadczył kiedy już udało mu się opanować rozbawienie. 

-I właśnie z tej okazji wybieramy się na kolejną imprezę? Wykończysz nas.- westchnęłam i wyjęłam z torebki swój telefon komórkowy. Widząc, że było już po drugiej w nocy szturchnęłam ramieniem Skye, która natychmiast podniosła na mnie swój wzrok. Kiwnięciem głowy w stronę wyjścia dałam jej znać, że już czas się zbierać. Felix mimo, że był pijany jakoś pomógł mi postawić blondynkę na nogi, a następnie przytrzymując ją w talii zaczął kierować się w stronę parkingu. Ja ruszyłam zaraz za nimi po drodze wstępują jeszcze do toalety. 

Schyliłam głowę i zaczęłam szukać w torebce swoich kluczy. Kiedy udało mi się je wyciągnąć i już miałam sięgać ręką do uchwytu drzwi wyjściowych z klubu poczułam ostre szarpnięcie. Odwróciłam głowę do tyłu i zobaczyłam dość wysokiego chłopaka. Miał na sobie podobną kurtkę jak Ash. Jego wręcz czarne włosy były postawione na żelu. Lekko zmrużyłam oczy. 

-Umm…sorry.- powiedział lekko zmieszany po czym sięgnął na podłogę po moje klucze. Podał mi ją, a ja spojrzałam w jego oczy. Był zdenerwowany choć starał się to ukryć. Wyglądał jakby się gdzieś śpieszył bo nie czekając na moją odpowiedź wręcz wepchnął mi do ręki przedmiot, który wcześniej wypadł mi z rąk i szybkim krokiem wyszedł z klubu. Przez krótką chwilę wpatrywałam się przed siebie po czym ruszyłam do taksówki zamówionej przez Felixa. Przed wejściem do pojazdu jeszcze raz nerwowo rozejrzałam się po parkingu po czym westchnęłam i całkowicie zignorowałam mój głupi instynkt. W tamtej chwili jedyne o czy myślałam to to, że jestem całkowicie pijana i potrzebuję dużo głębokiego snu. 

czwartek, 20 marca 2014

4.



 Jak obiecałam przychodzę z 4 rozdziałem
Będziecie się mogli dowiedzieć coś o przeszłości Pearl. 
No i oczywiście poznacie po części sekret Skye i Ash'a. 
Dla tych co czekając na spotkanie Zayn'a i Pearl:
Muszę Was zmartwić...to jeszcze nie ten rozdział...
ALE...
Spodziewajcie się czegoś w piątce, która pojawi się jakoś w okolicach następnego weekendu bo ostatnio mam takie urwanie głowy, że nie wiem czasem na jakiej planecie żyję...
 Jeśli ktoś z Was nie oglądał zwiastuna to zapraszam to zakładki.
Życzę miłego czytania!
~

-No powiedz mi!- nalegam z grymasem na twarzy.
-No powiedz mi!- chłopak po mnie powtarza.
Ej, nie rób tak.- narzekam marszcząc brwi.
-Ej, nie rób tak.- słyszę.
-Masz zamiar zachowywać się jak dziecko?- pytam z politowaniem.
-Masz zamiar zachowywać się jak dziecko?- z jego ust wydobywają się te same słowa.
-Kocham cię.- szepcę patrząc się w jego szmaragdowe oczy.
-Ja ciebie też.- odpowiada po czym składa na moich ustach delikatny pocałunek. Przymykam powieki czując przyjemne ciepło spowodowane jego oddechem.
-Wygrałam.- chwalę się z uśmiechem na ustach. On nic nie mówiąc chichocze, a potem opiera swoje czoło o moje i odgarnia pasmo włosów z twarzy.
-Zawsze będę cię kochał, Pearli.- w odpowiedzi pochylam się jeszcze bardziej i wplątuję swoje chłodne palce w jego brązowe loki. Delikatnie ciągnę za każdy kosmyk złączając nasze wargi w jedność. On przykłada swoje duże ręce na moją talię i wsuwa je pod jedwabną bluzkę. Jego zimne dłonie suną wzdłuż moich żeber, a potem przenoszą się na uda. Przerywa pocałunek ostatni raz cmokając mnie w czoło po czym niespodziewanie bierze mnie na ręce. Śmieję się, a po chwili opieram swoją głowę na jego umięśnionym torsie i zatracam się w tak przyjemnym, korzennym zapachu jego perfum.
-Moja.
-Twoja.
-Na zawsze.
-Na zawsze.

~

  Obudziłam się cała zlana potem, ciężko dysząc. W głowie czułam nieprzyjemne pulsowanie. Szybko podniosłam się z łóżka z zamiarem odszukania swojej torebki ale po chwili zorientowałam się, że zostawiłam ją na dole mieszkania. Nie czekając ani chwili dłużej popędziłam na dół potykając się przy tym o własne nogi. Nie zważając na ciemność panującą w mieszkaniu wyciągnęłam białe pudełko. Trzęsącymi rękami nieporadnie wysypałam kilka białych tabletek na otwartą dłoń. Nie przejmując się wodą połknęłam pigułki. Zaczęłam cofać się do tyłu, a kiedy moje plecy zderzyły się z powierzchnią drzwi, opadłam na podłogę. Kilkakrotnie wziąć głęboki wdech ale z każdą próbą z moich ust wydobywały się tylko krótkie przekleństwa. Drżącymi rękami objęłam nogi chowając głowę pomiędzy kolana. Kiedy się trochę uspokoiłam co sądzę byłą raczej zasługa leków, wstałam i podtrzymując się ściany ruszyłam w kierunku pokoju Skye. Cicho uchyliłam drzwi i wślizgnęłam się do pomieszczenia. Usiadłam na skraju łóżka dziewczyny i zaczęłam potrząsać jej ramię. Na początku z ust blondynki wydobywały się tylko niezadowolone pomruki ale po chwili Skye wolno otworzyła oczy mrugając kilkakrotnie. Przetarła powieki po czym usiadła na materacu.
-Co ty tu robisz, Pearl?- zapytała wciąż zaspanym głosem próbując wyczytać coś z mojego wyrazu twarzy.
-To znowu…on znowu..ugh…już nigdy się tego nie pozbędę.- zaczęłam się zacinać bo z trudem przychodziło mi mówienie o tym.
-Boże, wzięłaś tabletki?- widząc przerażenie w moich oczach dziewczyna owinęła swoje ręce wokół mojej talii i jedną ręką zaczęła mnie gładzić po włosach.
-T…tak.- odpowiedziałam lekko zamyślona.
-Zrobić ci herbatę?- usłyszałam przyjemny szept mojej współlokatorki tuż przy uchu.
-Jeśli możesz.- uwolniłam się z uścisku po czym przeczesałam włosy. Wstałam i podeszłam do dużych balkonowych drzwi. Otwarłam je z cichym skrzypnięciem po czym dałam zimnemu powietrzu zagościć w sypialni Skye. Przekroczyłam próg, a moja stopa zderzyła się z kafelkami. Otuliłam się ramionami po czym usiadłam na brzegu balkonu. Uwielbiałam przychodzić nocą do Skye ponieważ ma wspaniały widok na miasto. Niby wydaje się, że taka mała kamienica wśród ogromnych bloków nie może mieć w sobie nic nadzwyczajnego, a jednak.  Uniosłam głowę spoglądając na piękne gwieździste niebo, które o dziwo nie było przysłonięte grubą warstwą ciemnych chmur. Powoli wsunęłam nogi pomiędzy czarne pręty i spuściłam je na dół.
-Noc zwierzeń?- usłyszałam nad sobą pytanie delikatnie uśmiechającej się blondynki. Na początku naszej przyjaźni to był rytuał. Co tydzień w piątkowy wieczór siadałyśmy na balkonie z kubkiem gorącej czekolady w ręce i opowiadałyśmy sobie różne historie. Wydaje mi się, że był to sposób lepszego poznania siebie nawzajem.
-Dawno tego nie robiłyśmy.- przyznałam poklepując miejsce opok siebie. Dziewczyna usiadła po czym wręczyła mi zieloną herbatę. Uśmiechnęłam się w duchu bo Skye zawsze uważała, że to uspakaja. Kiedy byłam mocno wkurzona, blondynka zawsze szykowała mi ten ‘napar’ z melisą i kazała pić duszkiem. 
-Co ci się śniło?- resztki uśmiechu zdążyły zniknąć z mojej twarzy po tym pytaniu.
-Skye, ja się od tego nigdy nie uwolnię. To zawsze będzie ze mną. Myślałam, że leki coś pomogą.- jęknęłam bezradnie zaciskając palce w pięść.- Kiedy już jest lepiej. Kiedy myślę, że to się skończyło…ugh.- przymknęłam powieki czując jak paznokcie wbijają mi się w skórę dłoni.
-Nie myślałaś żeby…no wiesz.-  przystawiła kubek do ust aby nie musieć kończyć zdania. Wyglądało to tak jakbym sama musiała wstawić brakujący wyraz w puste miejsce.
-Nie! Nie przejdę znowu na żadne psychotropy!- warknęłam czując się jak wariatka.- Nie chcę chodzić jak naćpana. Nie jestem psychicznie chora, Skye.- ostatnie zdanie zabrzmiało trochę jak zdesperowana próba potwierdzenia tych słów.
-Wiem, oczywiście, że nie jesteś.- przez chwilę patrzyła się na swoje paznokcie po czym przeniosła wzrok przed siebie. Jakiś czas między nami panowała cisza przerywana dźwiękami klaksonów albo warkotem silnika z oddali.
-Czemu nie powiedziałaś, że masz chłopaka.- wyszeptałam patrząc na jej idealne, gładkie włosy. Dziewczyna natychmiastowo zesztywniała, a w jej oczach pojawiło się czyste przerażenie.
-Skąd wiesz?- nerwowo przełknęła ślinę.
-Byłam u niego.- przyznałam się spuszczając wzrok jakbym zrobiła coś złego.
-Co?!- krzyknęła tak głośno, że chyba pół osiedla zdążyło to usłyszeć.
-Czemu mi nie powiedziałaś?- popatrzyłam na nią z wyrzutem.- Ja mówiłam ci wszystko. Bez wyjątku. Wiesz o mnie wszystko Skye. Znasz każdy najmniejszy szczegół mojego życia.
-To nie jest takie proste, Pearl.- dziewczyna westchnęła opierając swoje czoło o czarne pręty balkonowe.
-Najlepiej zacznij od początku.- uśmiechnęłam się delikatnie dając jej w ten sposób otuchę.
-Zanim się pojawiłaś był tylko Ahston i ja. Znaliśmy się właściwie od dziecka. Dorastaliśmy razem.- widząc jak trudne jest dla niej opowiadanie o tym, złapałam jej rękę i zaczęłam gładzić opuszkami palców knykcie.- Nie będę się w to wdrążać, ale Ash wpakował się w jakieś gówno z narkotykami. Na początku starałam się mu pomóc ale wyszło na to, że ja też się w to wciągnęłam. Można powiedzieć, że byliśmy dla siebie takimi partnerami.- uśmiechnęła się blado.- Miałam ledwo co skończone piętnaście lat. On siedemnaście. Nie wiem czy to dużo czy mało ale ja byłam wtedy gówniarą. Nic nie rozumiejącą gówniarą. Po jakimś czasie Ashton zaczął się robić wobec mnie taki zimny.- skrzywiła się.- Zdystansowany. Nie mówił mi o wszystkim ciągle powtarzając, że im mniej wiem tym lepiej.  No i stało się.- spojrzałam na nią z pytającym wyrazem twarzy nie wiedząc za bardzo o co chodzi.- Powiedział mi, że mnie kocha.- zamarłam.
-Co?- ledwo wydusiłam z siebie te słowa.
-Oh, Pearl. Byłam taka głupia.- jęknęła uderzając swoim czołem o barierkę.- Wiesz co mu odpowiedziałam?- zapytała kpiąc z samej siebie.- Nic! Zaczęłam się śmiać! Jak wariatka!- krzyknęła- Powiedziałam, że nie może mnie kochać, że to niemożliwe.- Zobaczyłam w jej oczach łzy. Łzy bezradności. Nic nie mówiąc objęłam ją ramieniem pozwalając aby położyła głowę na moim ramieniu. To śmieszne jak szybko odwróciła się ta sytuacja. Jeszcze niespełna pół godziny temu to ja byłam bliska załamaniu.- Teraz jest już za późno. Za dużo czasu zajęło mi poukładanie myśli. Za wile się nad tym zastanawiałam. Z resztą. To i tak już nie ma znaczenia. Straciłam go. W każdym możliwym znaczeniu. 

***

  Postawiłam stopę na ostatnim schodku, a on pod wpływem nacisku lekko zaskrzypiał. Do moich nozdrzy wdarł się przyjemny zapach drewna. Miałam wrażenie jakbym ostatni raz była tu ponad dwa lata temu. Całe to pomieszczenie przywołuje mnóstwo wspomnień.
  Zamknęłam małe drzwiczki na kluczyk abym mogła spędzić tu czas w spokoju. Zapewne nie jest to dobry pomysł bo znając Skye, za około godzinę zacznie dobijać się z okrzykiem ‘Czy wszystko w porządku?!’. Niepewnie rozejrzałam się po poddaszu mrugając kilkakrotnie powiekami. Wszystko wydawało się być takie obce, a przecież należy do mnie.
  Mój wzrok spoczął na ogromnym, papierowym kartonie. Na samym przodzie miał naklejki z różnymi datami i oznaczeniami. Podeszłam do szafy, na której był położony i z dużym trudem zdjęłam go na podłogę. Zdjęłam przykrywkę, a moim oczom ukazał się stos kartek. Niektóre kolorowe, inne czarno-białe. Wyjęłam parę z nich i położyłam na kolanach. 

„Zanurz mnie w głębi swej miłości,
Zmysły mi odbierz, zostaw głuchego, niewidomego,
Targanego burzą twej miłości,
Jak świecę na wietrze rozpalonego.”

  Zobaczyłam napis na tyle bardzo zniszczonej fotografii. Odwróciłam je na drugą stronę, a moim oczom ukazali się moi rodzice. Obydwoje zatraceni w swoich spojrzeniach i zbyt zajęci aby zauważyć, że ktoś robi im zdjęcie. Pamiętam kiedy co noc modliłam się żeby ktoś w przyszłości pokochał mnie tak bardzo jak tata mamę. Oni byli dla siebie stworzeni. Oczywiście ich związek nie był idealny. Mogę z pewnością powiedzieć, że kłócili się więcej niż przeciętne małżeństwo ale to właśnie chyba ich do siebie jeszcze bardziej zbliżało. Potrafili razem przejść przez wszystko.
  Kolejne zdjęcie przedstawiało mnie. Rozwiane przez suszarkę loki i wielki grymas na twarzy. Jak się później okazało – wyjście do fryzjera nie było dobrym pomysłem. Płakałam przez kolejne dwa dni bo wyglądałam jak chłopak. Dosłownie.
  Z lekkim uśmiechem schowałam wszystkie kartki na ich miejsce, a mój wzrok natychmiast powędrował do rogu pokoju. Ogromy, czarny fortepian. Podeszłam bliżej i otworzyłam klapę. Przejechałam opuszkami palców po lekko zniszczonych klawiszach i usiadłam na krześle. Moje dłonie jak na zawołanie spoczęły na drewnie, w określonym układzie. 

Dasz radę.

  Pierwsze dźwięki przyszły z trudem ale po chwili w pomieszczeniu zabrzmiała tak bardzo lubiana przeze mnie melodia. 

piątek, 14 marca 2014

3.

 Heloł! Jak tam u Was?
W dzisiejszym rozdziale poznacie naszego Zayna, ale rozdział i tak nudny...
Postanowiłam, że będę podawać daty kolejnej publikacji żebyście mogli być przygotowani ;D
Także ten...rozdział 4 pojawi się w okolicach czwartku. 
Jeszcze zanim zapomnę...ZAPRASZAM DO OBEJRZENIA ZWIASTUNA W ZAKŁADCE! 
Ja teraz lecę oglądać AMERICAN HORROR STORY!!!! Booooo później jadę na urodziny mojego kochanego braciszka (wyczuwacie ten sarkazm?) Ta stara dupa wymyśliła sobie imprezę na gokartach -,-
Będę śmigać w autkach!!! Życzcie mi wygranej (albo raczej żebym nikogo nie zabiła)
.
.

.
.
.
No już nie przetrzymuję Was dłużej, haha 

ENJOY



*Zayn’s P.O.V.*

  Popatrzyłem się na niezbyt przyjaźnie wyglądający budynek po czym szybkim ruchem otworzyłem drzwi, które wydały ciche skrzypnięcie. W środku unosił się ciężki, duszący zapach marihuany pomieszany z alkoholem. Nie zwracając uwagi na mniejsze szczegóły podążyłem do wnętrza lokalu. Z dala usłyszałem donośny, męski śmiech. Nie powiem, że się za nim stęskniłem bo wcale tak nie było. 
  Do Londynu przyjechałem wyłącznie z powodu pieniędzy. Oferowali tu za każde zlecenie znacznie większą sumę niż w Bradford. Z resztą w tym miejscu działy się znacznie ciekawsze rzeczy. Więcej narkotyków. Więcej anonimowości. Więcej forsy. Więcej ryzyka. Więcej adrenaliny. Nie byłem w tym wszystkim obcy. Powiedzmy, że trochę znałem się na tej 'pracy'. Dużo ludzi na wstępie wystawiało mi opinię kryminalisty ale to nie było tak. Ja po prostu umiałem dobrze się bawić a przy okazji wyciągać z życia jak najlepsze korzyści.
  Wszedłem do małego pokoju dając znać o swoim przybyciu wymownym chrząknięciem. W pomieszczeniu nastała cisza, a każdy kto w nim przebywał skierował swój wzrok na mnie.
-No, no! Kogo ja tu widzę.- odezwał się Ben.- Szanowny pan Malik raczył się zaszczycić nas swoim towarzystwem. Siadaj, stary. - poklepał otwartą dłonią miejsce obok siebie na starej, skórzanej kanapie. Niezbyt chętnie wykonałem polecenie czując się co najmniej dziwnie w ich gronie. Może to zasługa dość długiego czasu od naszego ostatniego spotkania albo fakt, że niegdyś najlepszy gang stoczył się na samo dno. Jedyne na co było ich teraz stać to sprzedanie kilku marnych gramów koki.
-Z nami się nie przywitasz Zayn?- odparł Luke. Szatyn zawsze miał poczucie humoru i bardzo lubił je okazywać. Mimo, że nie pałałem do niego jakąś wielką sympatią na mojej twarzy zagościł lekki uśmiech, a ja sam rzuciłem krótkie „siema stary”.
-Co to za akcja?- spytałem od razu przechodząc do rzeczy aby nie musieć spędzać tu więcej czasu. Najstarszy brunet zaśmiał się po czym wyciągnął papierosa i podpalił go czarną zapalniczką.
-Zawsze taki niecierpliwy.- odparł zapewne chcąc mnie zdenerwować. Jeśli tak to muszę powiedzieć, że mu się udało. Ostatkami cierpliwości zmusiłem się do pozostania na swoim miejscu.
-Słuchaj, nie mam zamiaru się z tobą bawić. Odpowiesz na moje pytanie albo nie masz co liczyć na pomoc.- niemal czułem jak wszyscy wstrzymują oddech. Dobrze wiedziałem, że się tego nie spodziewali. Zapamiętali mnie raczej jako małego chłopca na posyłki, który ani myślał o sprzeciwie. Chciałbym móc nagrać ich miny. Wyglądali na kompletnie zaskoczonych i zbitych z tropu.
Cóż, nie nazwałbym tego akcją. To coś w rodzaju.- zamyślił się.- Misji.- dodał lekko zdenerwowany. Czułem się niemal jak w filmie „Agent 007”.
Misji?- parsknąłem śmiechem, a po całym pomieszczeniu rozniosło się głośne echo.
-Otóż to.- odchrząknął po czym nerwowo potarł swój kark dłonią.- Pamiętasz jak kiedyś w Londynie nie było nikogo oprócz nas, prawda?- zaczął niepewnie co bardzo mnie wkurwiło.
-Gadaj do rzeczy, Ben bo naprawdę mam ciekawsze zajęcia niż siedzenie w jakimś obskurnym budynku z wami i wsłuchiwanie się w te marne historyjki.- warknąłem i wyjąłem ze swojej skórzanej kurtki paczkę papierosów czując, że przy tych kretynach będzie mi to potrzebne na uspokojenie.
-Ashton Evans. Od jakiegoś czasu to on przejął kontrolę nad wszystkim. Ale nie jest sam.- brunet mówił tak szybko, że miałem problem ze zrozumieniem pojedynczych słów. Cieszę się z tego, że zrozumiał to co powiedziałem.- Do pomocy ma jeszcze trzy inne osoby, a przede wszystkim ją.- kiedy wypowiadał ostatnie słowo nieco się skrzywił co nie uszło mojej uwadze.- Dziewczynę, która już dawno powinna zająć miejsce Evans’a. Jest o wiele lepsza. Zawsze potrafi wymyślić dobrą strategię. Wszyscy mówią, że już nie raz sprała tyłek facetowi. Co najlepsze umie przewidzieć każdy twój kolejny krok.- mówienie o niej chyba nie było łatwa rzeczą dla Ben’a ponieważ chłopak usilnie starał się nie patrzeć w moją stronę tylko skupiał się na otrzepywaniu popioły z papierosa, którego trzymał między palcami. Wzrok co jakiś czas błądził mu po całym pomieszczeniu jakby bał się, że ktoś może nas podsłuchiwać.
-Jaka jest w tym moja działka?- zapytałem po czym również wziąłem głęboki wdech czując jak tytoń przyjemnie rozprzestrzenia się w moich płucach powodując natychmiastowe rozluźnienie.
-Bez niej Ashton nie ma szans się tu utrzymać.
-Mam ją zabić?- prychnąłem nie dając skończyć brunetowi.
-Nie do końca. Zależy nam bardziej na zdobyciu pewnych informacji.- powiedział jakby nie do końca przekonany swoim pomysłem. Oparł się o blat i wyrzucił peta na podłogę deptając go podeszwą buta.
-Dalej nie rozumiem co ja w tym wszystkim robię.- odparłem zgodnie z prawdą.
-Cóż…Evans zna każdego z nas. Na pewno nie pozwoliłby żadnemu zbliżyć się do jego grupy…ale za to ty.- urwał i posłał mi wymowne spojrzenie jakbym miał wstawić resztę słów sam.- Ty jesteś tu nowy. Nikt cię nie kojarzy. Masz więcej możliwości.- dokończył wzruszając ramionami. Do mojego umysłu powoli zaczęły napływać pomysły.
-Czekaj, czekaj.- zacząłem.- Sugerujesz, że mam udawać potulnego baranka i wyciągnąć coś z tej dziewczyny?- zaśmiałem się.
-A na koniec ją zgarnąć.- dokończył odpychając się dłońmi od stołu. Podszedł do niewielkiego biurka i zaczął w nim grzebać. Po chwili wyciągnął jakiś plik kartek i usiadł obok mnie. Z przeźroczystej koszulki wyjął kolorowe zdjęcia przedstawiające różne osoby.- Ashton Evans.- powiedział pokazując fotografię średniego wzrostu bruneta, który wysiada z czarnego Range Rover’a.- Skye Ellis.- zdjęcie przedstawiające  dość niską i szczupłą blondynkę z szerokim uśmiechem na twarzy. Była naprawdę ładna.- Felix Bennet.- chłopak był odwrócony tyłem dlatego nie mogłem ujrzeć jego twarzy. Coś mówiło mi to nazwisko. Bennet…- I oczywiście Pearl Winters.- powiedział z pogardą wyciągając fotografię. Moim oczom ukazała się drobna szatynka o długich nogach i lekko kręconych włosach. Na nosie miała duże, okrągłe okulary dlatego nie mogłem zobaczyć jakiego koloru są jej oczy. W ręce trzymała plastikowe opakowanie z jakimś napojem i pęk kluczy. Gdybym spotkał tą dziewczynę na ulicy nigdy nie pomyślałbym, że może zajmować się czymś takim.
-Co z tego będę miał?- podniosłem wzrok znad kartek i popatrzyłem się na bruneta.
-Coś wymyślimy.- podparł  brodę zamkniętą w pięść dłoń.
-Dziesięć tysięcy.- powiedziałem stanowczo. Wiem, że to duża suma ale należy mi się. Ta ‘misja’ może trochę trwać, a ja nie mam ochoty całego życia przesiadywać w pieprzonym Londynie.
-Powiedziałem, że coś wymyślimy.- mruknął pod nosem.
-A ja powiedziałem, że dziesięć tysięcy albo wychodzę.- szczerze mówiąc nie miałem pojęcia czy przekona ich ten szantaż ale jedno jest pewne. Nie miałem zamiaru odwalać brudnej roboty za darmo.
-Dobra, stoi Malik.- warknął nieco wytrącony z równowagi moim sprzeciwem. Wstał po czym wyjął z drewnianej szuflady grubą teczkę, z której wystawały jakieś papiery.- Masz, obejrzyj sobie trochę. Tu są wszystkie informacje.- rzucił chłodno chyba chcąc jak najszybciej pozbyć się mojego towarzystwa co bardzo mi odpowiadało. Wstałem i bez pożegnania udałem się do wyjścia z budynku. Kiedy miałem otwierać drzwi do moich uszu dobiegł niski głos.- Uważaj na nią. To podstępna suka. 

***

  Nie zważając na małe krople deszczu, które osadzały się na moich włosach przeszedłem przez jezdnię i wszedłem do małego baru. Potrzebowałem trochę czasu aby oswoić się z tymi wszystkimi informacjami. Gdy przekroczyłem próg lokalu natychmiast wszystkie spojrzenia skierowały się na mnie. Nie zwracając na to uwagi podszedłem do najbardziej schowanego stolika w kącie i usiadłem na krześle obitym obrzydliwą czerwoną tapicerką. W przegródkach było więcej zdjęć. Szybko przejrzałem fotografię dziewczyny o imieniu Skye i jej ‘szefa’. Nadeszła kolej na wysokiego szatyna. Smukła sylwetka…Felix Bennet…Felix Bennet…I nagle doznałem olśnienia. Felix niegdyś kapitan drużyny piłkarskiej w liceum w Bradford.  Nasz kontakt nie był jakoś wybitnie wspaniały ale mimo to często ze sobą rozmawialiśmy. Jeśli mnie jeszcze pamięta to mam zajebiście ułatwione zadanie.
Pearl Winters to osoba na której aktualnie skupiłem swoją uwagę. Przeleciałem wzrokiem rubryki takie jak adres zamieszkania i zatrzymałem się na tej z napisem „przeszłość”. 

Podstawówka ukończona z wyróżnieniem.

Najlepsze gimnazjum w Londynie.

Dobre wyniki w nauce.

Śmierć rodziców.

Sierociniec Agnes Redbair.

Ucieczka.

Pierwszy konflikt z prawem.

Próba samobójcza.

Przedawkowanie kokainy. 

Napad na One Hyde Park. 
  Brak dowodów przeciwko Pearl Winters.

Pobicie ze szczególnym okrucieństwem
  Brak dowodów. 

Morderstwo Jason’a Brown’a
  Brak dowodów. 

Brak dowodów. 

Brak dowodów.

Powiedzieć, że byłem w szoku to zdecydowanie za mało. Jedno pytanie nie dawało mi spokoju. 

Do czego w stanie jest się posunąć Pearl Winters?